Odczuwamy często przymus chwytania szans i nadarzających się okazji, często dopada nas terror możliwości twardo domagających się urzeczywistnienia, często obowiązkiem wydaje się zrobienie wszystkiego, co da się zrobić, bez refleksji, że może czasem wartością byłoby powstrzymanie się od tego. Czy w dzisiejszym świecie nie jest często tak, że dopiero coś niemożliwego do spełnienia - do czego chce się tęsknić - sygnalizuje nam istnienie czegoś bezcennego i najważniejszego.
Zdarzenie, o którym chcę napisać, miało miejsce wiele lat temu na dworcu kolejowym w Poznaniu. Na połączenie do Warszawy czekał elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku. Mężczyzna o życiu przeciętnym, w zasadzie godziwym, pełnym obowiązków, małych sukcesów, małych porażek. Raczej zadowolony z siebie, uspokojony policzalnym wymiarem swoich dokonań, swojego życiowego sukcesu.
Nagle obok usiadła młoda kobieta, właściwie dziewczyna, studentka chyba. Z żółtym plecakiem. Piękna, choć niespecjalnie przejęta swoją urodą. Z książką. Zapytała o godzinę, choć naprzeciwko wisiał zegar. Pomyślał nieprzyjaźnie, że mała puszczalska. Ale dziewczyna przyjęła informację o godzinie i zupełnie przestała na niego zwracać uwagę. Czekał, ona czytała. Pociąg do Warszawy odwołano. Następny miał być za półtorej godziny.
Mężczyzna przyniósł sobie herbatę, studentka popijała wodę mineralną. Nagle podniosła głowę i jak gdyby nigdy nic, jakby znali się od 5 lat, powiedziała: "Nigdy nie czytałam równie genialnej książki o samotności. Czytał pan "Samotnika" Ionesci?" Nie czytał tej książki, ale czytał inne. Rozmawiali o samotności, o książkach, o pisarzach, o ludziach. Nie o sobie. Dziewczyna patrzyła mu w oczy - sympatyczna, inteligentna, prostolinijna - a on oglądał w nich świat zupełnie sobie nieznany, choć przeczuwany, świat wielkich uczuć, niebanalnych myśli, niekonwencjonalnych czynów, pozbawiony schematów, naturalny, odważny, wierny uczuciom, emocjom, ideałom. Mężczyzna pomyślał, że życie z nią byłoby piękne, wzniosłe i namiętne. Całkiem inne niż jego. Że wszystko by za to dał. Nagle dziewczyna zamilkła, ogłaszano jakiś pociąg. Krzyknęła: "To mój!" i pognała na peron. Mężczyzna ruszył za nią, chciał ją zatrzymać i prosić, aby została z nim na resztę życia, że go stać, że wszystko załatwi, ale ona wbiegała już na ten cholerny peron, więc przestraszył się, że nie zdąży jej wyjaśnić, co się z nim stało, zapragnął rozpaczliwie zatrzymać ją choć do następnego pociągu, albo na kilka godzin, albo chociaż jedną noc. Żeby poczuć to życie niebanalne i piękne, żeby mieć co wspominać. Nie powiedział jednak ani słowa. Dziewczyna wychyliła się z okna, spojrzała jakby nagle wszystko zrozumiała. Też nic nie powiedziała, uśmiechnęła się. Odjechała. Mężczyzna został z pamięcią tego uśmiechu. Potem już nie pamiętał jej twarzy, jej żółtego plecaka, ani kierunku w jakim pojechała. Ale na zawsze zapamiętał, że czuł się jakby uchylono mu drzwi do skarbca. Nie dziewczyna, lecz świadomość skarbca niosła go dalej przez życie.
Iwona D. Bartczak